Strona:Zacharyasiewicz - Zakopane Skarby.djvu/92

Ta strona została przepisana.

która przy myślach pobożnych i o tem nie zapomniała, że w dom zjechał konkurent. Tylko te piękne dołeczki na różowej jej twarzyczce nie bardzo stosowały się do „Złotego Ołtarza”, ale trudnoć było w domu je zostawić, kiedy się o tem wiedziało, że i pan Marcin będzie na rannej mszy świętej.
I w samej rzeczy nadszedł pan Marcin. Był to chłopiec, jak malowany, czerwonego oblicza, czarnych wąsów i więcej niż średniego wzrostu. Ubiór jego był przyzwoity, chociaż nie bardzo wykwintny, a silna postać okazywała, że zawczasu wprawił się do pracy i mniej myślał o zaletach swojej powierzchowności, chociaż te i tak były niepoślednie. Poczciwość i otwartość patrzyła mu z dużych błękitnych oczu, którym miałbym tylko to do zarzucenia, że zamiast Świętych Pańskich, szukały czemprędzej rumianej twarzyczki panny Anastazyi i w tych niepoczciwych dołkach całkiem utonęły. Było to wprawdzie wobec Boga grzechem niemałym, ale że grzechy podobne nie często się w życiu człowieka powtarzają, to jakoś można je potem odpokutować, mianowicie, jeśli te twarzyczki różowe ze swemi zalotnemi dołkami przemienią się po ślubie w furye żywota naszego, o czem także wiele miałbym do opowiadania.
Z synów pana Jędrzeja jeden pan Kajetan był starannie wyświeżony. Postawił sobie kołnierz od koszuli aż pod sam nos i z takiem zadowoleniem Uśmiechał się do jakichś myśli swoich, iż mógłbym