Strona:Zaczarowany królewicz (1935).djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.
—   7   —

twie, ona albo siedziała u kolan ojca, wpatrując się w jego ukochaną twarz, albo też w kąciku przy swojem łóżeczku płakała żałośnie.
Nadszedł ranek, kupiec z walizką w ręku przyszedł żegnać się z żoną i dziećmi. Wyjeżdżał daleko, nie wiedział kiedy powróci, więc żal ściskał mu serce i z rozrzewnieniem patrzał na swych ukochanych.
Zza drzwi bocznych wybiegła z płaczem Zosia i rzuciwszy się na szyję ojca rozpaczliwie wołać poczęła:
— Ach, nie odjeżdżaj, nie odjeżdżaj ojczulku, nie pozostawiaj mnie samą!
— Jakto samą? — masz przecie matkę i siostry — odpowiedziała na to zjadliwym głosem macocha.
— Patrzcie — jakto udaje i pochlebia ojcu przed wyjazdem — fałszywa! — pisnęła córka.
— Wiemy dobrze o co jej chodzi! —