Jednego razu z okrętu spuścili siecie, takie duże, 20 tych sieci było. A ja byłem okropna ryba, całe morze zawalone było, bo byłem gruba ryba taka — jak cały pokój pani M. Jak tylko troszeczkę trąciłem, to okręt zaraz się przewalił. Te zwierzęta się bojali mnie. Jak wychodziłem z tego morza, jak wysadzałem łeb, to był taki duży, jak ta szafa, a usta — jak u szafy drzwi. Łykać mogłem ludzi, okręta też. I oni się bojali te zwierzęta. Nietylko zwierzęta się bojali, ale ludzie też. Bo ja jadłem, łykałem wszystkich, kto był nad morzem. I bojali się. Nie mogli nad morze wejść. Bo całe morze było mną zawalone — jeszcze za małe było morze — — kurczyłem się — — —. Za ciasno było — — —. Ogon było widać na wylot wody. — Ogon miałem długi, jak ten słup, co na ulicy, i gruby, jak od szafy drzwi. Taki na grubość. A na szerokość taki — jak — (ramiona — ręce — ) — — —. I koniec. Ja byłem wieloryb taki. Każdy mnie nazywał: wie — lo — ryb. Jak kto nadchodził, to musiał broń mieć, strzelać do mnie. I bojali sie, bo myśleli, że to smok jaki zawalił to morze całe — — Ze sto łbów ma! — — (Czy ma — — jaki smok — sto — łbów? —) I koniec”.
„Mój dziadek“. (Staśko — r. 1921).
Dziś się chłopcy bawili w lalki. A ja mówię: jak oni się bawią, to i ja się bawię. I wziąłem od świeczek takie dziadki i rozdawałem chłopcom. Potem ja wziąłem swojego dziadka — takiego ze szkła — zacząłem się bawić. I miałem takie pudełeczko, i wziąłem to pudełko, nakładłem słomy i poprosiłem dziewczynek o gałganki i tą słomą nakryłem, położyłem dziadka, i miałem takie futerko od lisa i go nakryłem. I jeszcze mam to futerko. Potem wziąłem od kajetu takie okładki, rozłożyłem i zacząłem wycinać szafę i stół. I potem postawiłem, ale mi się stół nie udał i wziąłem — podarłem. Potem zrobiłem z drzewa stolik i ławkę. I później ławka mi się gdzieś zagubiła, a stół jest.
Jednego razu Burda mi schował mego dziadka, bo ja miałem dziadka pod łóżkiem (trzymałem pod łóżkiem, bo w kasetce myszy byli. „Bałeś się, że dziadka myszy zjedzą?” — Nie, nie zjedzą, ale raz łóżko przewrócili — te pudełko, ten stoliczek był przewrócony).
I — Burda mi wziął tego dziadka i schował za piec. I ja na drugi dzień szukałem i patrzałem pod łóżko z parę razy i — później mi było smutno, że insze się bawią, a mój dziadek przepadł.
Za dwa tygodnie Burda sprzątał sypialnię za Dębskiego i wycierał piec i zobaczył — bo on zapomniał — że tam schował. Przyniósł do mnie i ja zacząłem go całować, i zaraz go włożyłem do łóżka, obczyściłem, bo był zakurzony.
Miałem poduszkę i mu pod głowę kładłem. Jedna strona była czysta — to była do wierzchu, jak słałem łóżko, a tamta brudna była mu pod głowę.