Schneider w swojej kronice, mówiąc o dawnych przedmieściach i ulicach brukowanych do nich wiodących.
Nie były jednak ówczesne ulice brukowane podobne do dzisiejszych. Ulica nie była jeszcze rozdzielona na jezdnię i chodnik. Chodników w tak małem miasteczku wcale nie było. Plac przed domem zajmował właściciel dla siebie i swej rodziny. Jeszcze w wieku 19-tym znajdowały się przed domami po północnej stronie rynku altanki jako pozostałość patrjarchalna po dawnych czasach, a podobnie było zapewnie w wieku 16-tym w innych ulicach. Przechodzień dbać musiał sam o siebie, a niełatwo było mu przedostać się w dni targowe po przez furmanki i wózki. O wiele gorzej było w czasie słoty. Rynny dachowe znajdujące się pomiędzy poszczególnemi dachami, wychodziły po dwa metry na ulicę, a z nich ściekała woda deszczowa, jeżeli już nie na głowę przechodnia, to przynajmniej w nieprzyjemnej bliskości na ziemię. A stosunki podobne panowały jeszcze w wieku 19-tym, jak powiada Preuss.[1] Wobec takiego stanu rzeczy ruch pieszy odbywał się środkiem ulicy po szerokich kamieniach t. zw. środkowych. Kamienie takie znajdowały się na ulicach niebrukowanych. Po kamieniach tych paradowali w miastach akademickich akademicy, w małych miasteczkach rajcowie, sędziowie i bogaci kupcy, przed którymi zwykli obywatele i mieszkańcy schodzili na bok już z wrodzonej przyzwoitości.
Uliczki poza domami, zwłaszcza idące wzdług murów, okalających miasto od niepamiętnych czasów, nie odznaczały się zbytnią czystością. Powodem tego były niedomagania ówczesnych przepisów policyjnych. Wilkierz miejski zezwalał właścicielom stajen odrzucać mierzwę pod mur, byleby miejsce to było brukowane i miało spadek ku środkowi ulicy. art. 24. — Z biegiem czasu nagromadziły się pod murami całe góry mierzwy, poniekąd dlatego, że każdy obywatel, posiadając rolę i pastwiska, miał w swej stajni przynajmniej jednego konia a krów nieraz nawet aż cztery, a dla wygody mierzwę odrzucał pod mur zamiast wywozić na pola. W r. 1454 nagromadziło się mierzwy ogromna ilość, skoro Tczewianie specjalnem pismem zwrócili się do Gdańszczan, z prośbą o wypożyczone im kilkunastu koni celem szybszego odwozu śmieci. Zdaje się nam jednak, że Gdańszczanie przeszli nad podobną prośbą do porządku dziennego, a zaciężnicy krzyżaccy, zdobywając w roku tym miasto, mogli, stanąwszy ma murach, wygodnie schodzić do miasta nie narażając się na złamanie kości. Radykalną zmianę stworzyło tu dopiero rozporządzenie Fryderyka 2-go z dnia 9 kwietnia 1779, zmuszające właścicieli nieruchomości do bezwzględnego odwozu i czyszczenia ulic i murów. Rychło jednak o obowiązku tym zapomniano, a podczas oblegania miasta przez wojska francuskie i polskie r. 1806 szturm rozpoczął się tam, gdzie wielkie góry mierzwy przejście ułatwiały.
- ↑ Preuss str. 51.