jąc nawet pierwszą krowę w wysokości 18 groszy a dalsze po 3 marki. Uchwałę tę potwierdzono powtórnie 23 maja 1757, gdy komornicy ponowili żądanie bezpłatnego korzystania z pastwisk miejskich. W r. 1783 wydała rejencja pruska urzędująca wówczas w Stolzenfels pod Gdańskiem ostateczne orzeczenie na korzyść obywateli starych, motywując orzeczenie swoje tem, że skargi obywateli dotyczyły zwykle tylko wysokości opłat a nie prawa paszenia jako takiego. Uiszczając opłaty przez lat kilkadziesiąt, obywatele mali milcząco uznali uchwały magistratu, przyznając tem samem, że prawa do pastwisk nie mają[1]. Ostatecznie sprawę załatwiono przy podziale wspólności użytków miejskich, przydzielając łąki obywatelom w stosunku do wielkości posiadanej przez nich działki miejskiej w pierwszej połowie 19 wieku.
Sędziowie miejscy nie odznaczali się zbytniem wykształceniem, sądzili wedle starego zwyczaju, za to hojnie i szczodrze wymierzali kary. Więzienie, znajdujące się w wieży proboszczowskiej, było jeszcze karą honorową. Gorzej było stać pod pręgierzem. Hańbiący ten sposób kary zastosowywano przy cięższych przewinieniach. Pręgierz znajdował się na zachodnio-północnym rogu rynku. Był to słup, stojący na nieznacznem ale widocznem wywyższeniu, do którego przywiązywano skazańca. Szubienica, o której była mowa, znajdowała się za miastem na miejscu, gdzie obecnie stoi papiernia Drostego, otoczona murem, obejmującym pole szubieniczno-cmentarne obszaru 40 prętów kwadratowych. Na polu dookoła szubienicy gromadzili się podczas aktu egzekucji widzowie, którym za tę ostatnią przysługę nawet płacono. W roku 1784 miasto pole wydzierżawiło kamelarzowi miejskiemu Steltnerowi, który zgodzić się musiał na zajęcie pola przez widzów w razie jakiejś egzekucji. W roku 1804 szubienicę na publicznej licytacji sprzedano za 40 talarów kasjerowi Steltnerowi a cegły zużył aptekarz Hildebrand odrestaurowujący swoją aptekę pod złotym lwem.
Wykonawcą wyroków sądu ławniczego był kat miejski, zwany także Meister Hans. Do zawodu jego należało czyszczenie latryn, zakopywanie padliny a nawet felczerstwo, bo naprawiał złamane nogi. Opiekował się z urzędu wisielcami, których chował pod szubienicą. Gdy w roku 1732 w lipcu rzemieślnik cechowy Jan Pick w domu swoim się powiesił, wisiał całe trzy dni nienaruszony, gdyż kata ani pomocników jego w owych dniach nie było w mieście, a nikt inny nie odważył się wisielca zdjąć, w obawie przed zniesławieniem się. Z katów tczewskich znamy po imieniu tylko dwóch, Grzegorza Straus-
- ↑ A. M. 155. Mylnie przedstawia sprawę Schultz fol. 169 twierdząc, że małym obywatelom, którym prawo do pastwisk za czasów polskich odebrano, dopiero za czasów pruskich r. 1783 prawo to zwrócono, uwalniając jedną krowę od opłat, podczas gdy spór inne zupełnie miał zakończenie.