W Kanie Galilejskiéj,
W krainie żydowskiéj,
Na gody Go zaproszono,
Tam Go dobrze uczczono.
A gdy wina nie stało,
Bo go tam było mało,
Alić Matuchna Jego
Przystąpiła do Niego.
Wina, Synu, nie mają,
Do Ciebie się uciekają;
Wspomóż ludzie ubogie,
Bo teraz lata drogie.
Matuchno, Matuchniczko,
Anielskie twoje liczko,
Będzie tu dosyć wina.
Gdy przyjdzie ma godzina.
Kazał nanosić wody
Na one święte gody;
Nanoszono wody, wody
Na one święte gody.
A gdy przyszła godzina,
Aliści dosyć wina;
Z wody się wino stało
Przez Jego święte słowo.
Potém je skosztowano,
Bardzo je pochwalono;
O wino, dobre wino! nigdy takie nie było,
Daj się takie rodziło. Amen.
Hej nam, hej!
Królowie jadą przez pole,
Gwiazdę widzą w świetnem kole.
Hej nam, hej!
Która im drogę wskazuje
I do Betleem kieruje.
Hej nam, hej!
Synaczka Panny szukają,
Bo Go Bogiem swym być znają.
Hej nam, hej!
Ty sam, Jezu narodzony,
Pokaż pałac, gdzieś złożony.
Hej nam, hej!
Nie w pałacu się narodził,
Swéj zacności nie dogodził.
Hej nam, hej!
W szopie leży narodzony,
I we żłobie położony.
Hej nam, hej!
Pójdźmy z ochotą do Niego,
Pochwalmy narodzonego.
Hej nam, hej!
Za złoto miłość oddajmy,
Kadzidłem Boga wyznajmy.
Hej nam, hej!
Mira choć śmierć znamionuje,
Żywot nam jednak gotuje.
Hej nam, hej!
Jezu z Panny narodzony,
Bądźże od nas pochwalony. Amen.
Trzej Królowie jadą z królewską paradą
Z dalekiej krainy do Dzieciny;
Wiozą mirę z Saby, kadzidło z Araby,
Złoto od Mogola, dań dla Króla:
Wara, chłopy, od tej szopy,
Bieżcie wprzódy do swej trzody,
Bo Królowie dary wiozą na ofiary
Niemowlęciu-Bogu, już są w progu.
Gdy przyszli do Pana, padli na kolana,
Złożyli korony na ukłony,
I oddali dary, aż się Józef stary
Zadziwił bez miary z tej ofiary;
Józef powie: Dość, Królowie,
Na tém złocie przy ochocie.
Dziecina oczkami, skazuje rączkami
I mile przyjmuje, nie brakuje.