Strona:Zbigniew Kamiński - Król puszty węgierskiej.pdf/17

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaciela, iż kucyk rżał na jego widok, lizał mu ręce i chodził za nim jak pies.
Zręczny i odważny chłopiec wkrótce nauczył się dosiadać swego wierzchowca i kierować nim z całą swobodą. Nauczycielem konnej jazdy był mu Kis Laszlo, fornal dworski, który bardzo się przywiązał do całej rodziny nowego administratora, a z końmi umiał się obchodzić jak czykos.
Ludwikowi w dalszych wycieczkach towarzyszył konno ojciec albo Laszlo.
Sądecki miał do jazdy wierzchowej wybornego stępaka, łagodnego, jak dziecko, ale już trochę starego. Będąc zmuszonym dużo jeździć konno dla doglądania gospodarstwa, potrzebował drugiego konia na zmianę. Wybrał się tedy razu pewnego bryczką z żoną i synem na odległe pastwisko do stadniny, która, spędzając całe lato pod gołem niebem, trochę już zdziczała.
Nieopodal pastwiska bryczka stanęła. Laszlo wyprzągł żwawe koniki, pozwolił im odpocząć, podpaść się trochę i sam został przy nich, a państwo Sądeccy z Ludwisiem poszli wolniutko ku stadninie.
Wkrótce stanęli na starodawnym kopcu, czyli kurhanie; przed nimi rozciągało się obszerne błonie, a na niem niewielki tabun pasących się koni. Po niejakiej chwili w pobliżu kurhanu przesunął się Laszlo na siwku, odprzężonym od bryczki. W ręku miał bat, a właściwie postronek około dziesięciu metrów długi. Na jednym końcu postronka była przywiązana kuła ołowiana, drugi koniec był umocowany u biczyska.
Laszlo tak się przycisnął do karku końskiego, że ledwo można było rozpoznać, czy kto siedzi na koniu; kierował zwierzęciem, naciskając je nogą, świszcząc, albo mlaszcząc zcicha. Ostrożnie zbliżał się do stadniny, a jednak płochliwe zwierzęta, sponiejakiej chwili w pobliżu kurhanu przesunął się jakby przeczuwając, że dla któregoś z nich wybiła

15