Strona:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

Długo mówił o tem siodle, temat ten ustroił jeszcze kilkoma anegdotkami; ton jego był poufny, starał się podkreślić nasz kontakt. Oparł się wygodnie o stół, palił i gawędził. Robił kulki z resztek kartofli i okruchów chleba, stwarzając tem nastrój pewnej swobody. Słuchałem popijając kawę, a w jaźni mojej przykre zniechęcenie do samego siebie walczyło o lepsze z odurzeniem, które spowodowało bezmyślne — i sądzę, że nerwowe — objedzenie się wieprzowem mięsem z kartoflami... Ha, cóż! zrobi się ze mnie kłamczuch i obżartuch; leniuchem dawniej byłem, — wkrótce przejmę pijaństwo, i będę gotowym materjałem aby osiedlić się w Brazylji. Ziewnąłem i wstałem od stołu. Niegrzecznie, — bo poprzez ziewanie, — pozdrowiłem Grzeszczeszyna. I ziewając, proszę państwa! — szeroko ziewając, usnąłem na swem łóżku wędrownika, w to upalne, wieprzowe popołudnie brazylijskie...
… Usiądź tu księże, zagram ci nowe melodje… Ksiądz w czarnej sukni siada w mrocznej i chłodnej sali, nieopodal lśniącego czernią pianina. Przy pianinie tym siedzi wiotka niewiasta w białej sukni spływającej delikatnemi fałdami na posadzkę. Niewiasta ma czarne, gładko uczesane włosy z przedziałem i granatowe, wielkie oczy. Poczyna grać. Ksiądz słucha, na czarny kołnierz sutanny opadają rozfalowane, jasne włosy, rzęsy ma białe, kędzierzawe, brwi golone, przeciągnięte niebieskiemi krechami. Uroczy ten obraz, subtelne tony, zdolne uśmierzyć bitwę najzagorzalszą, przerywa biały wieprz, który z chrząkiem wpada na salę, ślizga się kopytkami po posadzce, a za nim gna człowiek o dziwnie znajomej twarzy. Dama przerywa grę i dumnie powstaje od pianina. Twarz obcego staje się znajomą i... Grzeszczeszyn przypada do nóg księdza. Ten go gładzi po głowie i płacze. Wieprz oparł przednie kopytka o kolana niewiasty, ona spogląda na zwierzę w zadumie. Rozlega się silne pukanie w drzwi. Wszyscy patrzą w tę stronę pytająco...
— O, macie tu, wyszukałem dla was tomik moich młodzień-