Mrok szybko zasnuwał pole widzenia i wkrótce postacie moich towarzyszy majaczył w niewyraźnych konturach. Zrobiło się chłodno ale rzeźko. Było już na dobre ciemno i trzeba było zdać się na kierunek koni. Raptem na niebie pokazały się jakby świetlne pęknięcia, następnie wypełzł seledynowe smugi; czarne poszarpane pobrzeża chmur gdzieś znikły i ukazał się wspaniały, jasno-zielony księżyc; poczem wszystko jakby się ożywiło, chłodna zieleń ubarwiła drogę i las; powiało jakby czarnoksięstwem i w chwili, kiedy zobaczyłem wątłą sylwetkę palmy, która niby kudłata wiedźma drżała w tym martwym poblasku i niewyczuwalnym wietrze — poczułem nagle cały egzotyzm tego nocnego pejzażu. Poprzez szmery z gąszczów jęło coś pukać tu i ówdzie; drzewa zdawały się wydłużać, konie szły raźniej. — Niewesoło, a jednak pięknie — i w duszy człowieka poczyna się coś dziać. W tę teatralną noc popadłem w roztrząsania nad sobą, wypominałem sobie błędy i djabli wiedzą do czegobym doszedł gdyby Grzeszczeszyn nie zrównał konia z moim i nie zagadnął:
— Panie, powiedz pan, co się tam dzieje w Warszawie z temi aktorkami? Jak tam Ordonka? To — panie, talent jest klasa. A Zimińska? O, to fajna czarnulka!... Modzelewska się tak wybiła podobno... Człowiek — panie — dawniej włóczył się po tych różnych teatrach... hoho... znało się niejedną! Albo — panie — Smosarska... i na filmie potrafiła tak zagrać... że aż!...
— Coby tu panu powiedzieć na ten temat... grają swoje role w teatrach; nie znam ich osobiście — odpowiedziałem zaskoczony nieco.
— Bo ja panie... znałem panią Mydową... to ona jest zawiedujszcza od tych aktorek... Nieraz mi naopowiadała tajemnic z ich życia... to — panie — pękać można ze śmiechu!. Albo taki Jaracz — panie — to aktor jest... że jejej! Sztuka teatralna u nas w Polsce stoi wysoko, hoho...
Strona:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.