Strona:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie starałem się podtrzymywać tej rozmowy. Grzeszczeszyn chciał prawdopodobnie uciąć sobie ze mną kulturalną romowę... A tu chęci brak! — Księżycowa noc, zapachy, palmy.
Urwał i pogrążył się pewnie w jakichś wspomnieniach. Urok jazdy w milczeniu nie trwał jednak długo, bo Wójcikowi też się chciało trochę pogawędzić. Zaczął mówić o tem, jak niejednokrotnie już próbował uchwycić sens życia i że wszystko wydaje mu się takie beznadziejne.
— Więc nigdy nie był pan szczęśliwy? — zapytałem, aby coś powiedzieć.
— O, drogi panie, człowiek nigdy nie jest szczęśliwy — odpowiedział tonem tak poważnym, że mimowoli zacząłem go słuchać z uwagą.
— Niema szczęścia, istnieje tylko przyjemność, gdy ucisk zła nieco folguje. Bo na tym świecie istnieje tylko samo zło i kiedy to zło naskutek jakichś okoliczności staje się mniejszem, wówczas nazywamy je dobrem. Spójrz pan, jakie piękno nas otacza! Jedyne, co jest warte, to przyroda! Zadawalnia ona najskuteczniej nasze zmysły, i jeśli nawet znajdujemy ją ohydną, wówczas także zadawalnia nas samo to spostrzeżenie. Teraz już się starzeję i sprawy codzienności nie dopuszczają do roztrząsań filozoficznych, ale w młodości przeżywałem potężne niepokoje. Bardzo wówczas pragnąłem spojrzeć umysłem zgóry na ten nędzny świat i być może, pojąłbym wiele, gdybym się kształcił, ale groza wojny i nędza nie dopuściły do tego. Dopóki ludzkość gnębi wojna i jad ciemnoty, jaki w ludzkość sączy kler, dopóty nie doszukamy się sensu istnienia. Gdybym mógł wypowiedzieć myśli, które czasem snują się, w moim umyśle! A co pan o tem wszystkiem sądzi?
Zgóry muszę wyznać, że ten temat bardziej przypadł mi do gustu, niż poprzedni. Ale ostatnie pytanie nieco mnie przeraziło. Wydało mi się, że nie jest to pora i okoliczności do po-