Pożegnaliśmy Potyrałę zapowiadając, że na wieczór wrócimy. Jędruś zaczął wynosić ze stodoły siodła. Pomógł nam przy siodłaniu. W oczekiwaniu aż konie dokarmią się po nocnem pastwisku, obeszliśmy podwórze.
Gospodarstwo było obszerne, czyste i solidne. Na każdym kroku widziało się dobrobyt. Za nami lazła dziewczynka i wyjaśniała różne rzeczy. Wrzeszcząc, przeleciały tuż nad naszemi głowami dwie papugi, a po ziemi przebiegła w gwałtownych podskokach, piekląc się, małpka z postrzępionym sznurkiem na szyi.
— To oswojone, — wyjaśniła nam dziewczynka... — Małpa nazywa się Kacper a papugi nijak.
Grzeszczeszyn wcisnął jej w rękę cukierka za te informacje, Przyjęła, ale zawstydziła się dorośle, po kobiecemu, i śmigła do chałupy. Wsiedliśmy na konie, Jędruś otworzył bramę i pokłusowaliśmy w słoneczną, — pokrytą przyczajoną czerwienią pyłu, — drogę. Kręto posuwaliśmy się pod górę. Ukazywały się senne, dalą zamglone doliny, to znów piętrzyły się górskie lasy, — zgęszczoną czernią odcinając się ostro od przejrzystego błękitu nieba. I ciągle oko ocierało się o te dziko obrosłe dale, ziejące upalną tęsknicą, przyzywające, tajemne. W pewnem miejscu, na granatowo zalesionem wzgórzu, daleko, zabieliło się coś kilkoma punkcikami i wycięta ręką człowieka przestrzeń, lśniła się w oddali, niby blizna na zmierzwionej głowie olbrzyma. Tutaj Wójcik opowiedział mi następującą rzecz:
— Tam mieszka pewien Francuz, conde la Guiche, człowiek bardzo bogaty i podobno wpływowy we Francji, trochę dziwak, który zakupił na tem odludziu, bo tam nawet trudno się dostać, całą tę górę, pobudował się, sprowadził trochę służby i rządzi niby udzielny książe. Raz do roku wyjeżdża do Francji, ale na krótko, twierdząc, że cywilizacja jest czemś sztucznem, natomiast własną filozofją oddziela od niej kulturę; sprowadza sobie książki, wie wszystko co się dzieje na świecie, ma u siebie
Strona:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.