Strona:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

przyrządzającemu szimaron, skerowałem na chwilę wzrok wgłąb szałasu. Była to nad wyraz marna szopa, przez którą słońce kładło pręgi na nierównem klepisku. W kącie, na kupie leżała kukurydza, obok jakieś graty, których przeznaczenia trudnoby było mi się domyśleć. Wszystko to pokryte było warstwą pyłu jak w najbardziej nędznej, chłopskiej ruderze. Nieco dalej stała sięgając pod słomiane poszycie, drabina i koło tej drabiny stał oparty o szczebel dziwaczny, groteskowy elegant. Był to młody Indjanin w słomkowym kapelusiku okolonym czerwoną wstążką. Miał na sobie szare, płócienne portki w granatowe paski, a koszula pod szyją przewiązana była czerwoną kokardką. Był czysty i jakby upozowany. Stał tam już od chwili, kiedyśmy weszli. Zatem stał... i taki... i poco?! Czyżby się gdzieś wybierał? — Chyba do lasu, bo w promieniu kilkunastu kilometrów nie było nawet wendy. — Wyjąłem z kieszeni pudełko papierosów i poczęstowałem siedzącego przy ogniu Indjanina. Wyciągnął papierosa niezgrabnie, pogrubiałemi palcami, zaraz też poruszyły się zwłoki i upiorna rączka także sięgnęła po papierosa. Skierowałem zdaleka pudełko w stronę eleganta. Rozwarł wystające szczęki i cichutko zaskuczał. Stał jednak ciągle w miejscu. Podszedłem do niego, wówczas wyciągnął papierosa i trzymając go w palcach, czekał aż mu podam ognia. Zapaliłem zapałkę, puścił kłąb dymu i zarechotał jękliwie. Wróciłem na swoje miejsce i właśnie w tej chwili Indjanin wysunął do mnie rękę z nadgniłą kują. Przeszło mi przez głowę: — Ha, już wszystko jedno!... i pociągnąłem szimaronu, Był wściekle mocny i świetny, taki, jakiego nie zdarzyło mi się dotychczas pić. Fircyk stał przy drabinie i palił. Był nieznośny w swojej pozycji, chciało go się zestrzelić stamtąd. Trwało grzeczne i jak mi się zdawało, w swoim rodzaju dystyngowane milczenie. Kuja przechodziła z rąk do rąk. Nagle usłyszeliśmy zzewnątrz taki głosy, jakgdyby, — choć to się nie zdarza, — stado kotek pomiaukiwało. Zaraz też zaczęły wchodzić, jedna po drugiej, Indjanki z płachtami pełne-