Strona:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

ścia pięć kontów (25.000 milreisów). — „Kup, pan, może pan wygrasz!“ — Znajomy Grzeszczeszyna wziął bilety do ręki, potrzymał je, obejrzał, oddał i wrócił do rozmowy. Kolektor odszedł, odwrócił się jeszcze raz i powiedział do mnie: — „Kup pan, może...“ i poszedł sobie dalej.
Przysłuchuję się teraz rozmowie moich znajomych. Brazyljanin opowiada o Polakach-kolonistach znad rzeki Ivahi, jak żyją, ile który ma alkrów ziemi, on też mieszka trochę za Teresiną, wymienia nazwiska, wreszcie mówi, że naród to dla niego dziwny.
— Ja naprzykład urodziłem się tutaj, jestem dość pracowity, nie tak jak inni „giente do matto“, mam dwadzieścia alkrów ziemi, z tego rosuję jakieś osiem, mam dwa konie, czterdzieści świń, trzy krowy, karosę, dom, niezłą gospodarkę. Ale ja się tutaj urodziłem, mam już czterdzieści lat. A tu przyjeżdża Polak, dziesięć lat temu, może go znasz — Gonczak; z pustemi rękami, kupuje sześć alkrów ziemi, nie ma pieniędzy na konia, jego żona nagotuje fiżonu na cały dzień, bez tłuszczu, i jedzą to tak z dzieciakami. I pomyśl tylko, senhor żreszcze... trzeszczy... szczuszczu... ależ macie imię trudne dla mnie, teraz ten Polak ma siedemdziesiąt alkrów ziemi, ze sześć koni, ze sto świń, dużo bydła, wszystko przez dziesięć lat, i to na moich oczach, bo przy mnie ma ziemię. Dawniej on chodził do mnie na robotę, teraz ja do niego! to nie jeden, bardzo dużo jest takich. Co to jest? Ja też pracuję, i nie mogę narzekać, powodzi mi się, ale on przez dziesięć lat dorobił się trzy razy więcej niż ja. Tfy, czary jakie, barbaridade!
Ten towarzysz Grzeszczeszyna to typowy „kaboklo“, można już o nim mówić, że jest nie biedny. Ludzi tych nazywa się właściwie „gente do matto“ — ludzie z lasu. Kaboklo to nazwa pogardliwa, w oczy się tak nie mówi. Kaboklo przez swoje lenistwo, gnębiony przytem przez choroby, żyje bardzo nędznie, póki ma trochę pieniędzy, nie weźmie się do żadnej