bokla i proponuje mu, aby usiadł obok niego. Kaboklo wsiadł, ale po kilku minutach jazdy powiedział, że chce zejść. „Dlaczego?“ — pyta szofer. — „Za prędko!!“.
Pociąg nagle zaczyna wściekle gwizdać i raptem zatrzymuje się. Nie widać nigdzie budynku, więc wyglądam oknem i jestem doprawdy wzruszony, bo przecież o czemś takiem słyszało się tylko w anegdotkach z dawnych czasów. Na torze leży krowa, żuje sobie i nawet nie patrzy na pociąg, za nią stoi cielę zapatrzone, znieruchomiałe, prześlicznie głupie. Żołnierz również poszedł zganiać krowę z toru, na pomoc maszyniście. Za chwilę jedziemy, mijamy krowę i cielę; patrzę powłóczyście za pociągiem. Żołnierz przezornie usiadł na innej ławce, dziewczynka popatrzyła za nim smutno, potem przytuliła się do matki i usnęła. Kiwamy się wszyscy w wagonie, papieros mi nie smakuje, ciągle mam przykre poczucie bezsensu tej podróży. Kolektor wraca, pokazuje znów nam bilety, namawia ruchami głowy, idzie dalej, zatacza się między ławkami jak pijany, siada obok młodzieńca, tamten bierze bilety, coś mówi, patrzy w okno, oddaje bilet, a niech ich szlak trafi, nie mogę na to patrzeć. Odwracam się do okna, żadnej zmiany, równina, trochę zieleni, w zieleni mignie jadowicie czerwony kwiatek, palma, banan, wszystko w deszczu, cała ta „terra de cruzeiro do Sul“.
Na małej stacyjce zatrzymujemy się krótko, wychodzimy do stoliczka z kawą. Jest już osłodzona w czajniku, stara mulatka napełniła filiżanki, pije się w tłoku, potrącają mnie ciągle, kawa jest za słodka, przez co traci smak, ale ogrzewa, czyni umysł jaśniejszym. Duża filiżanka kosztuje dwieście reisów (sześć groszy). Grzeszczeszyn ze swoim towarzyszem wypijają przed kawą po dużym kieliszku „kaszasy“, wódki cuchnącej denaturatem, pędzonej z trzciny cukrowej. Ta wódka jest niesmaczna i słaba, innej w Brazylji niema, poza zagranicznemi trunkami. Głowę moją otacza zapach tego paskudztwa, wracamy do wagonu,
Strona:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.