Strona:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

— O, tak! bohaterzy przedzierzgnęli się w satrapów... katolickie tradycje... szczytne tradycje ziemiaństwa... wszystko to zanika w tym kraju... jedynie Poznańskie, ta twierdza kultury polskiej... stoi na straży zanikającej kultury! Lecz odwróci się ten porządek... A pan? — Pochylił się nade mną patrząc przenikliwie:
— A pan może jest właśnie zwolennikiem istniejącego porządku, co?
— Przecież ksiądz przed chwili zaproponował, aby przestać o tem mówić... przyszliśmy tu odwiedzić pana Brzezińskiego i jeśli chodzi o mnie, nie mam ochoty mówić o tych sprawach! Co to zresztą księdza obchodzi „co ja?“.
Ksiądz znieruchowiał i spojrzał na mnie bystro i czujnie. Wstałem od stołu i zacząłem mówić głośno:
— Ja dość dużo słyszałem o działalności księdza na tutejszym terenie i to, co w tej chwili słyszałem, potwierdza wichrzycielskie skłonności księdza. Ja zgóry zaznaczam, że jestem przeciwnikiem kleru, ale dyskusje mają jakiś sens, kiedy są prowadzone na odpowiednim poziomie i choćby tam, w Europie... Tutaj to nie ma sensu i zasadniczo nie jestem specjalnie źle usposobiony do kleru na terenie Brazylji, ale wiedząc cośniecoś o agitacyjnej i zbyt energicznej działalności księdza, chciał bym tylko zadać pytanie, czy system buntowania ludzi, wytwarzanie kwasów i wszelkich awantur jest misją kapłana? Czy nie byłoby wskazanem nie wychodzić poza kwestje religijne i nie wtrącać się do codziennych spraw kolonisty, który ostatecznie zbyt wiele sobie zawdzięcza, aby mógł pozwolić na patronowanie mu. Tutaj ksiądz powinien chrzcić, udzielać ślubów, spowiadać, odprawiać msze i wogóle w chwilach wolnych zajmować się np. hodowlą pszczół, słowem dawać przykład spokojnym trybem życia, a nie hasać konno z rewolwerem pod sutanną od kolonji do kolonji, wiecować przed kościołem i jednem słowem, szerzyć zamęt, jak to ksiądz tutaj czyni! Dajcie tym chłopom odetchnąć wreszcie... nie traktujcie ich