Strona:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż — mówi — jedziemy zaraz?
— Jedziemy, — odpowiedział surowo — tylko pamiętaj pan, com mówił o towarzyskiej solidarności w podróży, bo to nie będzie przejażdżka taksówką w Aleje z dziewczynkami. Teraz się zacznie las!
— Jakoś tam będzie — odpowiedziałem i pomyślałem: aleś y bracie nudny drań...
Pośród tupotu kopyt końskich i z całego gwaru wyodrębniał się płacz Dąbskiej. Tymczasem już Julka siedziała na zgrabnym burze, w czystej sukni i kapelusiku zawadjacko wsadzonym na głowę, Minę miała nijaką, raczej ponurą i zaciętą.
— No, chłopy! wszystko gotowe! — krzyknął starszy Sawczuk. — Jedziemy, jedziemy, bo już późno!
Sprawdziłem, czy mój worek mocno się trzyma wtyle siodła i badawczo przyjrzałem się mojemu wierzchowcowi. W zamieszaniu nie zauważyłem go; to był siwy bur. Odwrócił łeb i przyglądał mi się ze złośliwą ironją. Krzyknąłem w stronę Dąbskiego:
— Nie chcę tego djabła, daj mi pan jakiego konia, przecież jest ich dość!
— Jedź pan na burze — odkrzyknął — lepiej pana będzie niósł bo wytrzymalszy, a paneś ciężki chłop!
Ha, trudno! Wsiadłem nawet dość gładko. Musiałem czekać, jeszcze się wszyscy nie przygotowali. Dąbski ucinał sobie ostatnią kłótnię z żoną, ale jednocześnie wyciągał ręce, aby ją uściskać, ona znów odskakiwała, biegł za nią, chłopi się śmiali. Spojrzałem wgórę; kilka corv zataczało łuki na czyściutkiem, zdającem się zapowiadać niezgorszą spiekotę, niebie. Nareszcie Dąbska i młodsza dziewczyna otworzyły naoścież bramę i całe towarzystwo ludzi i zwierząt wysypało się na trakt. Zauważyłem, że jedzie z nami również Michał, wyglądający na wielkim koniu niby jakiś pakunek. Ludzie z wendy wybiegli i przekrzywiali się, życząc dobrej podróży. W głębi mignął