co piaszczystą drogę, droga ta wyprowadziła nas na równinę. Tropa w tumanach kurzu biegła między kapuejrą, słońce, którego nam brak było w dzisiejszej przeprawie, gwałtownie zaczęło przypiekać i wysuszać przesiągnięte leśną wilgocią ubrania. Gdzieniegdzie majaczył posępny pinior, niby ogromny niedoskubany patyk, wsadzony ręką jakiegoś pomylonego olbrzyma. Cała okolica mieniła się zrudziałemi zaroślami. Tropa pędziła z łoskotem w obrzydliwie, sucho prażącem słońcu i w kłębach przenikliwego, czerwonego pyłu. W tym śmierdzącym kraju wpada się w skrajne ostateczności. Raz leją się z nieba potoki, potem znów ogarnia cię pełna miazmatów rozparzona łaźnia dżungli, a kiedy wysuniesz głowę na niezalesioną płaszczyznę, słońce razem z obłokiem złośliwego pyłu zdaje ci się wwiercać do mózgu. Ta wstrętna, nieopanowana przesada klimatu i przyrody brazylijskiej! Pory roku zdają się istnieć tylko dla nazw, gdyż różnica między zimą a latem jest minimalna. Słyszałem, że kiedy w Kurytybie, dziwną igraszką natury, spadło w nocy nieco śniegu, cały stan Parana mało nie oszalał z dumy. Też mają snobizmy!
Wszyscy staraliśmy się jechać na przedzie, aby uniknąć tego obrzydliwego pyłu i wszyscy tłoczyli się na wąskiej drodze, nacierając na siebie końmi. Niektórzy jechali wprost przez kapuejrę. Nagle wyłoniły się przed nami dwa pasma równo biegnącej obok siebie drogi, przedzielonej trawiastem wzniesieniem. Był to mocno ubity, gładki tor wyścigowy. Wjechaliśmy nań z ulgą, bo zaraz kurz ustał. W oddali wyłonił się jakiś budynek i przestrzeń usiana pniami ściętych piniorów. Sawczuk krzyknął, że zbliżamy się do Sao Sebastiao i żeby ukryć, kto ma na wierzchu, broń, bo może się przyczepić delegat policji. Było to nieco śmieszne. Delegat policji napewnoby się nie ośmielił zaczepić kilkunastu uzbrojonych mężczyzn i to w takiem pustkowiu. Pochowaliśmy jednak broń; jedni pod kurtki, inni do kieszeni. Wjechaliśmy na szeroką ulicę, która mogła
Strona:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu/256
Ta strona została uwierzytelniona.