nia broni splądrowali cały dom, nakradli ile wlezie, a syna wyprowadzili na drogę, tam kazali mu uklęknąć i tak klęczącego sprali batami aż do krwi. To prawda, że ów syn, dwudziestopięcioletni mężczyzna, zabił pół roku temu kabokla w sprzeczce. Jakoby był napadnięty zresztą, co udowodniono w śledztwie. Ale, „policja“ Benjamina Branco wymierzyła po swojemu sprawiedliwość, poczem odjechała, strzelając dla postrachu z winchesterów. Szefa przy tem nie było, pojechał naprzód, w odwiedziny do bogatego fazendera, Niemca.
Wszystko to opowiedział Seniuk dość barwnie i ciekawie, w tonie zadraśniętej dumy, bo sam musiał być zabijaka nielada. Ale kiedy tuż przed kolacją przyszedł nauczyciel Kędzierski i okazało się, że ta sama banda obiła go w straszny sposób i dwuletnie dziecko porwali matce z rąk i z wysokości cisnęli w krzaki, wtedy ta cała sprawa już naprawdę nabrała grozy. Kędzierski dodał, że to wszystko za namową Niemca, przyjaciela Benjamina Branco, co nienawidził polskich kolonistów. Jechali tak od Hervalzinho, i gdzie jakiego Polaka napadli, to go bili, zabierali broń i co się dało, wszystko zresztą po pijanemu. Całe rodziny pouciekały do lasu, przerażenie było takie, jak za czasów rewolucji. Pomyślałem przy tem samolubnie, że gdyby te deszcze nie zatrzymały nas w Iraty, tobyśmy mieli miłe spotkanie.
Seniukowie i Kędzierski byli także tem zgnębieni, że znikąd żadnej pomocy, telegrafowali z Gurapuavy do konsula polskiego, a ten odpowiedział, że będzie załatwiał sprawę z interventorem; ale oni są pewni, że nic z tego nie będzie. Uspokoiłem ich, że przecież konsul nie ma swego wojska, żeby przesłać dla ukarania winnych, tylko musi to załatwić urzędowo i winni zostaną ukarani. Nic na to nie odpowiedzieli, tylko jękliwie dalej opowiadali szczegóły.
Przez cały ten czas Grzeszczeszyn siedział szeroko rozparty za stołem, bez marynarki, tylko w koszuli z khaki z kieszeniami
Strona:Zbigniew Uniłowski - Żyto w dżungli.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.