Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/112

Ta strona została uwierzytelniona.

niewielkich pokoikach i kuchni dość obszernej. Przytem pan Ceres był czerstwym zupełnie mężczyzną, wąsy jego i broda miały kolor miedziany, zaś na głowie trudnoby znaleźć choć jeden włos siwy, ponieważ pan Ceres był ich w tem miejscu zupełnie pozbawiony.
Teraz pan Ceres zasiadł do stołu i zatykał sobie serwetkę za gumowy kołnierzyk, zerkając pożądliwie na wazę z dymiącą zupą. Naprzeciwko usiadła Kacia, czerstwa, o czerwonej twarzy, z czarnemi wąsami nad górną wargą, ze czterdzieści lat sobie licząca kobieta.
— Cóż to za zupa wyśmienita! — zazdroszczę ci, Kaciu, tej szlachetnej umiejętności przyrządzania wszelkich potraw, a zwłaszcza zup. — Na Boga! — nektar, w nader subtelny sposób zaprawiony czosnkiem. Hej — złotko! — przysuń mi jeszcze tę wazę i racz ukrajać chleba, bo go już tutaj nie widzę na stole, a zupa bez chleba, to doprawdy traci wiele.
Kacia przysunęła wazę, nakrajała chleba i wyszła do kuchni aby przygotować drugie danie, zaś pan Ceres patrzał przez okno na skaczące po gałęziach wróble i mówił poprzez uchylone do kuchni drzwi.
— Wiesz, te wróbelki — na Boga — smaczne stworzonka, tylko oczywista należy je spożywać masowo, — gdyż — cóż to, — drobiazg. — Gdy byłem razu pewnego u swego przyjaciela w majątku, w Lubomskim powiecie, — to nocami łowiliśmy te