był przy stole, lecz w parę minut później zahuczał bas pana Ceresa i wszyscy umilkli.
— Co widzę — na Boga — węgorz, o dziękuję bardzo — ja sobie odrazu wezmę parę dzwoneczków, żeby nie fatygować sąsiada, — uhmm, doskonały — rozpływa się w ustach, oczywista — cytryną należy neutralizować zbytnią monotonność smaku. — Fenomenalny! — A cóż to za wódeczka, tak w przełyku przemiła — oczywista mrożona odpowiednio. — Nie przepadam wprawdzie za marynatami, lecz pozwól pan — o, na Boga, — te moskaliki, — o, wystarczy — nie trzeba drugiej puszki — to mi prawdopodobnie odpowiednio przygotuje żołądek na przyjęcie sardynek, które wygląd mają dość wdzięczny, ohm.
Jedzono w milczeniu i śledzono ruchy pana Ceresa, na wszystkich padło jakieś przygnębienie. Alkohol działał bardzo słabo.
Pan Ceres jadł.
— Cóż to niesiesz — dziecinko, roladę, — pozwól parę plasterków — wystarczy, o, i kawałek pulardy — czekaj, czekaj złotko — galaretki, ot taak. — Muszę panom powiedzieć, że ostatnio straciłem apetyt, a to z powodu zbytniego przemęczenia umysłu zagadnieniami natury nader delikatnej. — Obserwuję teraz młodego i dość dobrze mającego w głowie filozofa, nazwiskiem Chwostek[1], — piję twoje zdrowie, Dominiczku, sercu memu bliski — ogromnie — panowie, — lubię czytać filozo-
- ↑ Nawiązanie do Leona Chwistka — polskiego filozofa, teoretyka sztuki i malarza.