stole. W pewnej chwili spojrzał na zegarek i poderwał się z krzesła dość gwałtownie.
— Cóż, Dominiczku, znakomicie mnie nakarmiłeś, bardzo ci kotku — dziękuję, — niestety muszę wyjść wcześniej, ponieważ ostatni pociąg mam o jedenastej, — cóż, sądzę — na Boga — że byłeś mile zdziwiony moją niespodziewaną wizytą, — zawdzięczaj ją Rozbickiemu, bo mnie spotkał i zaciągnął tu. — Wiesz, ponieważ przykro jest tłuc się w nocy pociągiem i nie mieć coś przegryźć, to bądź łaskaw wydać polecenie tam, w kuchni, — jakieś tam drobiazgi, — kaczuszka była fenomenalna, — piwka również wezmę, bo pragnienie mi już dokucza.
Po kilku minutach pan Ceres pożegnał się z Dominikiem i wyszedł z jego domu, trzymając w lewej ręce napełnioną torbę. W drodze jednak zjadł wszystko i przyszedł do domu jęcząc zcicha.
— Uhjoj — Kaciu — na Boga — czyżby mnie żołądek, przyjaciel mój najwierniejszy zawiódł? — Coś mnie ściska w brzuchu — widać kwasy źle działają. Cóż to — na Boga — uhjoj — za sosy były fenomenalne u tego łajdaka Dominika, — uhrr — przygotuj mi kawy — Kaciu — to mi dobrze zrobi. — Cóż to za bydlę, ten Dominik, wyobraź sobie, Kaciu, że pstrągi podano po kaczce. — Skandal! — Ale sosy, — sosy fenomenalne, — swoją drogą ten Dominik, to kanalja skończona, — dorabia się tak na spekulacjach, — uhjoj — na Boga, Kaciu — istotnie czuję się niezbyt dobrze, — cóż to
Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/119
Ta strona została uwierzytelniona.