Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/146

Ta strona została uwierzytelniona.

Zbliżał się do narożnego domu, za którego węgłem stał przyczajony, drżący od chłodu, brodaty Żyd. Umączony chałat zwisał z wątłych barków jego, a czarna jarmułka rzucała cień na bezbrzeżnie smutne oczy. Prawa ręka, wetknięta za pazuchę, ściskała coś kurczowo. Starzec na odgłos kroków księdza skurczył się w sobie, pochylił, jak do skoku.
I ostrze dużego noża kuchennego, lśniącą, świszczącą smugą wpłynęło w plecy kapłana. Tam wewnątrz, piękne, purpurowe serce nadziało się na szpic, sinemi centkami od cytryny, poplamiony. Ksiądz upadł, a zbrodniczy starzec ukląkł i począł przetrząsać kieszenie sutanny. W rękach Żyda gorzko zaszemrał cenny różaniec i razem z pobrzękiem monet opadł na dno specjalnego parcianego woreczka. Dokonawszy rabunku, bandyta zwinnie wskoczył na kościstą szkapę, która ruszyła z kopyta. Rozwiane od pędu poły umączonego chałata płynęły w powietrzu niby skrzydła demona występku. W ciemnościach zaułków zniknęła postać nędznika i ucichł tętent kopyt jego wierzchowca. A na trzonie, nieruchomo tkwiącego w księżem ciele noża, usiadł błyszczący owad nocny i w radosnem zamyśleniu, zapatrzył się w wyiskrzone niebiosa.


∗                ∗

W izbie przepełnionej rodziną opryszka, paliła się mała lampka naftowa. Posklejane żółtym