Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/160

Ta strona została uwierzytelniona.

przenikały ciało poety. Karaif jednak zbyt długo był zajęty tworzeniem nowego wiersza i nie zwracał na to uwagi. Po pewnym czasie przyszedł pisarz Pimona z przyrządami do pisania i usiadłszy nieopodal, czekał na słowa poety. Za Pimoną, słudzy przynieśli wielką, polerowaną misę i ustawiwszy ją obok tapczana, zanurzyli w wodzie nogi pana i odeszli cicho.
Karaif począł dyktować: — Suńbo, gdy się obudzisz, ujrzysz spojrzenie me gorące, utkwione w ust twoich korale, — czekaj Pimonie — nie, tak będzie źle, — korale — zbyt to banalnie brzmi, ten partacz Tespis, może sobie pozwolić na to; użyjemy tu lepiej określenia — mgły różowe, — tak będzie lepiej: Suńbo, gdy się obudzisz — ujrzysz spojrzenie me gorące, utkwione w ust twoich mgły różowe. — Ach, czekaj, czekaj — to też zła metafora, — ust kobiety do mgły nie można przyrównać, — pamięć o nich — jeżeli się je kochało — jest zbyt trwała, — pozwól chwilę — ja to jakoś inaczej obmyślę.
W tej chwili do Karaifa podszedł odźwierny murzyn olbrzymiego wzrostu i powiedział chrapliwym głosem:
— Panie, poeta Tespis pragnie mówić z wami, — czy mam go wpuścić?
Karaif poruszył się niecierpliwie i zbudzone koty wyskoczyły z pod jego głowy. — Ach, jaka szkoda, że nie umiem kłamać, — chętnie powie-