Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/176

Ta strona została uwierzytelniona.

rzałem wszystkich i mówiłem, że jesteś żydem i, że kradniesz im po nocach melony, podczas gdy ja je kradłem. — Mogę ci to wszystko teraz powiedzieć, bo zdychasz i nic mi zrobić nie możesz, hehe... ty śmierdzący oddechu zdychającej świni... oohoha... mógłbym cię teraz obsikać, jak kozie łajno i wyjść sobie na świeże powietrze, ale tego nie zrobię bo mi szkoda moczu na takie ścierwo i jak się obliczyłem to już kipniesz lada minuta.
Bartolomeo Edlahta uniósł głowę do góry i popatrzał już zupełnie przytomnie na Panae’go, — poczem zapytał równym, spokojnym głosem: czy wszystko jest prawdą, to co mówisz, czy mógłbyś przysiąc, — Panae?
— Oj... bo ducha wyzionę ze śmiechu, ahaha — on się pyta, czy to prawda, — Panae porwał krucyfiks z komody.
— Patrz, — przysięgam, że wszystko, co mówiłem to prawda, patrz, — całuję, — hę, a teraz masz, ty zadku rybi, — to mówiąc, Panae rzucił na Edlahtę garść łupin z bobu.
Teraz Bartolomeo Edlahta zeskoczył żwawo z łóżka, przewrócił Panae’go na podłogę i zaczął go dusić, następnie maleńkim młoteczkiem począł go bić po głowie i po twarzy, aż nos mu zupełnie wbił do środka. Czyniłby to wszystko jeszcze dłużej, ale policjanci zwabieni krzykiem mordowanego Panae, przyjechali na czerwonych motocyklach i zabrali spokojnego zupełnie Edlachtę ze so-