— Proszę nie płakać, pani Piziu, — niech pani przyjdzie kiedy do mnie, to panią zahipnotyzuję od płaczu.
Ale Pizia dalej płakała i rozweselony Milong patrzał na jej łzy z czułością. Raptem — jednak — twarz jego spochmurniała, zerwał się z krzesła i powiedział: ach, racja! — żegnam was, — muszę wyświetlić sprawę śmierci mojej ciotki, — przyjdź pani, to panią zahipnotyzuję, — poczem szybko wybiegł, zostawiając za sobą zapach kopru.
W domu Milong zdjął spodnie, umył ręce, następnie otworzył drzwi szafy. Nikogo tam nie było. Milong wrzasnął tak, jakgdyby był kotem i jakgdyby mu kto na ogon nastąpił, poczem wskoczył pod łóżko w poszukiwaniu ciała nieboszczki. Ani śladu. Ponieważ poza szafą i łóżkiem nie było miejsca, gdzieby się zwłoki schować mogły, więc zrezygnowany Milong usiadł na łóżku i począł wspominać ciotkę: — poczciwa niewiasta, miała felery — to prawda, ale przecież kobieta. — Kto mnie teraz, u pioruna, będzie masował? — Pech. — Ale mawiała, miała przeczucie: jak ja kiedyś umrę, to zobaczysz, Milążek. No, i miała rację — umarła, a ja już cierpię. Gdzież ona poszła do djabła? — Co za niespokojny trup.
Milong położył się na łóżku i zaczął płakać, — już miał zasnąć, gdy raptem w drzwiach stanęła — no, kto stanął? — Morfina.
— Co to! — ciocia istnieje?!
— Aha.
Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/203
Ta strona została uwierzytelniona.