Powtarzało się to kilkakrotnie, — aż wreszcie pan Perełka jako tako zadowolony, brał Kostka za rękę mówiąc: chodź, idziemy do domu odpocząć.
Lecz na placu Umiłowań, nawijał się ten przeklęty pisarz od rejenta, Korpiej, albo komendant straży ogniowej Głowacki i pan Perełka mówił do Kostka: idź do matki i powiedz że ja będę za chwileńkę.
— Dzieńdobry panie komendancie, — podobno wczoraj spaliły się zabudowania pana Zwirzka, — w których to zabudowaniach hodował on swoje rasowe króliki; krzyżaki, klapouchy i tym podobne. Króliki te podczas pożaru rozbiegły się po okolicy i dziś rano, chłopcy w pogoni za temi w gruncie rzeczy niewinnemi zwierzątkami, potratowali okoliczne zasiewy, tak że już wpłynęło parę skarg na ręce pana burmistrza. A Zwirzek siedzi sobie w stolicy, i nie wie jakie czekają go nieprzyjemności. — Takie to życie urządza nam niespodzianki! — Aa.
— Panie Perełka! — kto panu takich głupstw naopowiadał, — wprawdzie miał miejsce wczoraj maleńki pożarek w ogrodach pana Różyckiego, mianowicie zapalił się z niewiadomej przyczyny płot okalający ogród warzywny, i który to pożarek umiejscowiłem natychmiast, zapobiegając w ten sposób możliwości rozszerzania się szkodliwego żywiołu. A co do pana Zwirzka, to mylisz się pan twierdząc iż jest on w stolicy, — ponieważ spotkać go możemy u Kwaśniaka.
Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/228
Ta strona została uwierzytelniona.