Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/236

Ta strona została uwierzytelniona.

Prrach... prrach...
— Spokój mieszkańcom pan zakłócasz.
— A ca! w pole mam iść na taki żar?
— Choćby, a co huk, to huk.
Prrach... prrach...
— Nie wolno strzelać, bo hałas.
Kwaśniewski, nabijając dubeltówkę:
— A jak mi tu w nocy furmanki przejeżdżają koło domu, bo nie puszczacie ich głównym traktem, to nie hałas, ca?
— Jedna furmanka, to nie to, co strzały.
— A pięć furmanek jednocześnie, ca?
Prrach... prrach...
Policjant opuścił głowę i butem zataczał łuki na piasku.
— Tak, pięć to większy.
— A jak czasem księżyc świeci i widzę w do­datku te furmanki, a trzeszczą, przyjemność, ca? I to w nocy, a nie w dzień, kiedy ja się tu zabawiam czasu kanikuły.
Kłopotliwe milczenie i: prrach... prrach...
Policjant zbliżył się, kołysząc biodrami.
— Ile to taka kosztowała?
Ca?
— Fuzja ile kosztowała, pytam.
Szejset.
— Złotych?
— Złotych!
Prrach... prrach...