sane podobnemi literami: „Nicz nie warto“, — teraz zestawił oba papierki razem, uśmiechnął się perfidnie i począł rozmyślać, utkwiwszy jednocześnie bezmyślnie wzrok w małem akwarjum, gdzie dwie złote i napoły żywe rybki, szturgały przepływając trzecią zdechłą, trwającą w pionowej pozycji.
W pewnej chwili skrzypnęły drzwi i dziewczyna o twarzy, na której widok ustałaby najtęższa nawet czkawka, wniosła na tacy herbatę, następnie wyciągnęła z kieszeni wyszmelcowanego fartucha garść zwiniętych papierków mówiąc: „Ne mogłam wiency napisać, bo w manglu była robota, — tutaj ma pan dziesińć papirków po „dosić dobry“, — dziesińć papirków po „takie szobie“ i dziesińć po „nicz ne warto“, — jutro może wien...
— Ach dobrze, dobrze, — i tak nie obrobię dzisiaj więcej jak czterech, — wymamrotał wielki krytyk — możesz odejść ptaszyno.
Ptaszyna wyszła, a wielki krytyk gryząc pióro zagłębił się zpowrotem z rozmyślaniach; w jego głowie z odpowiednią ilością zwojów mózgowych, przelatywały na podobieństwo podmuchów zefirku, wspomnienia z całego życia: — tyle zajęć, tyle fachów, dobry Stwórco; — i hodowla gołębi w Zarybnikach i gra na gitarze w podmiejskich pociągach i chiromancja, z pięknie brzmiącem nazwiskiem Phalo i żywy towar i martwy towar i polityka, a wreszcie ot, przystań — i wielki krytyk spojrzał
Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/256
Ta strona została uwierzytelniona.