Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/43

Ta strona została uwierzytelniona.

Z pod czerwonych dachów Lantory nie pójdziesz tam, gdzie ci się zechce. Są tylko dwie drogi: jedna prowadzi przez łańcuch gór — to dla śmiałków żądnych emocji wspinania. — Inną drogą idziesz prosto wdół, ku nizinom — po pochyłym biuście dwu­‑kilometrowego wzgórza, co dzieli Lantorę od pasących się tam wdole owiec, małych domków różnie malowanych, szumiących łanów zboża, czasu dojrzewania, oraz szeroko i kręto wiodącej swe łagodne nurty — rzeki, co zalotnie przyciąga uznojonych upałem mieszkańców Lantory nad swe urocze wybrzeże.
Jest więc miasteczko zawieszone tam wgórze — raczej wsunięte w bramę, jaką tworzą dwa tysiąc­‑metrowe głazy: Glogoard i Swonbe, — jak gniazdo ptaków górskich. Pastuszkowie zdołu, zasłuchani w leniwy bulgot dzwonków owczych, godzinami wpatrywali się w jaskrawą plamę domów Lantory — wtulonej między dwa prostopadłe głazy. Zdawać im się mogło, że wgórze zostanie coś poruszone, obsunie się i, całe miasteczko zleci ku