Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/54

Ta strona została uwierzytelniona.

— Poszedłbym do Mileta, ale ponieważ zabroniłeś mi ojcze, więc zajmę się czemś, poczytam może.
— Wybij sobie z głowy Mileta. Przykro dotknęło mnie to, coś mi o nim powiedział. Rzeczywiście pójdę odpocząć trochę.
Ucałował czoło syna i powiedział jeszcze: wieczorem pójdziemy może do Lantory, odwiedzimy dziadków, poczem wyszedł.
Tespis obrócił się ku słońcu. Ciągle myślał o matce. Tak, ojciec jest dobry, to prawda, ale matka — o, jak mile brzmi to słowo. To dziwne, nigdy jej nie widział, nie słyszał jej głosu, a mimo to ciągle ją nosi w sobie. To tak, jakgdyby jej z tamtego świata zależało na czemś... żeby on o niej myślał, żeby raczej ona kierowało jego myślami.
Tespis siedział czas pewien na ganku, z wtuloną w dłonie głową. Raptem wstał i szybko przeszedł do pokoju ojca. Nie spał jeszcze, leżał na szeslongu i palił papierosa. Tespis usiadł przy nim i patrząc w twarz jego, spytał:
— Ojcze... a, czy matka cię kochała?
Hirfel drgnął — i nieodrazu odpowiedział.
— Widzisz, może nie powinieniem ci tego mówić... zresztą... Czy ona mnie kochała. Nie, bo przecież przed tobą chciała mnie opuścić...
Pauza.
...Ona była oziębła dla mnie, a ja jej byłem zupełnie obojętny. Nie, źle się wyraziłem; ja dla