Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/58

Ta strona została uwierzytelniona.

Przeszli nieco dalej, do miejsca, gdzie kołysała się na wodzie szeroka, wygodna łódź.
Opalony przewoźnik przeprawił ich na przeciwległy brzeg. Biegnąc, dotarli do polany, otoczonej gęstwiną. Tutaj poczęli się rozbierać.
Tespis odrazu wskoczył do wody, mimo upomnień ojca, aby przedtem nieco ochłonął. W prześwietlonej wodzie prężyło się i kurczyło jego smukłe ciało. Pływał, wydając co chwila okrzyki zachwytu. Maleńkie fale ogarniały mu ramiona i szyję; woda spływała bez śladu po lśniącej skórze, zmoczywszy tylko jasne kędziory włosów na karku. Hirfel również zanurzył się na płytszem nieco miejscu, potem popłynął: miarowo i powoli.
Mieli dość. Tespis — jak naga rzeźba — stanął na brzegu, dysząc lekko i błyszcząc w słońcu kroplami wody. Gładkie, gibkie ciało wyprężył, a mokremi palcami odgarnął rozfalowaną czuprynę z czoła. Jasne włosy pociemniały miejscami od wilgoci. Był piękny; — uwydatniała się delikatna muskulatura, gdy stał tak z wyciągniętemi ramionami. Począł biec w lekkich podskokach, pochylony naprzód. Wreszcie wrócił nad brzeg i podał rękę wychodzącemu z wody ojcu. Hirfel rzekł, patrząc na syna.
— Tespisie, jakże zgrabny jesteś. Kiedy patrzę na ciebie, wspominam siebie, gdy miałem lat szesnaście. Byłem równie smukły i dobrze zbudowany. A teraz cóż? Tłusty jestem; moje piersi są jak piersi starej kobiety; duży brzuch wysunął