miękki dywanik, a koło drzwi na ścianie wisi duży, owalnego kształtu, pięknie ornamentowany, pozłacany zegar.
Właśnie pan Floppe odwrócił się tyłem do pieca i rozmiłowany wzrok jego spoczął na tym zegarze. Ten sprzęt niewątpliwie wielką rolę odgrywał w życiu pana Floppe. Rozkochany był w jego dźwięcznem tikaniu, rozkosznem było codzienne nakręcanie go przed udaniem się na spoczynek. Dla pana Floppe była to czynność równie błoga, jak spożywanie obiadu w kasynie urzędników ubezpieczeniowych.
Pan Floppe podszedł do zegara, ujął go obiema rękoma za brzegi, tak jak się ujmuje za ramiona swego przyjaciela, i popatrzył tak na zżółkły cyferblat, jak się patrzy w oczy swego przyjaciela.
Teraz jednak pan Floppe znowu skierował się w stronę pieca, postał tam chwilę, następnie zdjął obuwie, nałożył na nogi piękne, błękitnego koloru pantofle ze srebrnemi wyszywanemi na nich gwiazdkami. Usadowił się wygodnie w wielkim, głębokim fotelu i pogrążył się w cichej kontemplacji, patrząc na rozedrgane na ścianie purpurowe blaski z pieca, zasłuchany w lekkie tikanie swego ulubieńca.
Było bardzo cicho, — płynęły miękkie, leniwe minuty. Za oknem powietrze było pełne watowych płatków śniegu, czasem gdzieś tam zdołu,
Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/71
Ta strona została uwierzytelniona.