Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/79

Ta strona została uwierzytelniona.

słońce, ani księżyc, ani żadne inne światło nie miało tutaj dostępu, więc leżały cienie nieruchomo, dręczone męką tęsknoty. Jęki ich były głośne i boleści pełne.
Z lewej strony pałacu, po sali pełnej światła chodziły ciała bez cieni. Wzdychały i łkały przytem głośno, bowiem posadzka była zalana światłem i ciała pozbawione towarzystwa cieni, męczyły się bardzo.
Korytarzem długim i kamiennym, pośród krzyków i zawodzeń, przechodziły w obie strony cztery szczury w turkusowych zawojach na łebkach, — były chude i wygłodniałe. Pełniły straż w pałacu perfidnego Blefa.


∗                ∗

Wszystko to nie podobało się bardzo maleńkiemu Chińczykowi Cson­‑Ten. Maleńki Chińczyk Cson­‑Ten w dzień spał w dziupli, którą kupił od pewnej kłótliwej niezmiernie wiewiórki za osiem orzechów, — w nocy zaś siedział na gałęzi olbrzymiego buka i jadł księżycowe promienie. Gdy zdarzało się, że księżyc — stary hulaka — pił gdzieś i nie było go na niebie granatowem, wówczas Cson­‑Ten zmuszony był pić rosę zwykłą. — Ale to zdarzało się doprawdy rzadko, zwłaszcza od czasu, gdy księżyc zachorował bardzo poważnie na nerki (co się zdarza wszystkim pijakom) i stał się bardzo czerwony.