Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle gdzieś w kącie powstał z ławy niemrawiec i jął piszczeć:
— Ale to topienie, pytam się, czy wolno topić nieboszczyka?... Gdzieś w rowie błotnym, z opryszkami... Boże mój, Boże. Ja to tak przykro odczuwam.
— No, to już jest kwestia niepogód — powiedział sennie i poważnie wuj Kazio.
Na stole piętrzyło się jedzenie. Wuj Leon obchodził wszystkich z pękatą butlą wódki zabarwionej jagodowym sokiem i napełniał kieliszki. Zrobiło się gwarno, wuj Kazio utkwił wzrok w kawałku cielęciny na talerzu, wypił wódkę. Kamil czuł, że wujowi Kaziowi chciało się bardzo śmiać i dowcipkować, ale udawał powagę chwili. Smutny nastrój przerwał Franek, nagle i skutecznie, takim okrzykiem:
— Hej, siup, pijemy! Za szczęście nieboszczki, która wedle najnowszych badań spirytystycznych nie odczuwa absolutnie nic oraz dusza jej jest z nami, przy synku nieletnim... sierocie. Nalej no jeszcze, Loluś! Wszyscy pomrzemy!
I babka Weronika także wypiła kieliszek wódki. Usiadła pod oknem na stołeczku, skrzyżowała ręce na kolanach i wspominała całe życie, swoje i dzieci, i męża. Siedząc tak nisko straciła niejako na swej godności, ci u stołu słuchali jej gderliwego głosu, jedząc, pijąc, kobiety wzdychały niekiedy. Franek próbował przerwać to żałosne wywlekanie przeszłości, zrezygnował wkońcu i pił dużo i jadł. Czynili to wszyscy w żałobnym milczeniu, babka Weronika była świadkiem tylu pogrzebów, umiała stworzyć atmosferę stypy. Z tego co teraz mówiła, wynikało, że Bóg zawsze zwracał spe-