Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

tając z książki rozskrzydlonej nad głową. Bosy chłopak z wysuniętym językiem przebiegł z przenikliwym zgrzytem naciskanego drutem, żelaznego kółka, i sprawił, że ocknięty żołnierz zerwał czapkę z twarzy, błędnie powlókł wzrokiem dokoła, znów okrył twarz czapką, ale po chwili zerwał się z ławki i z rękami w kieszeniach spodni pomaszerował do wybrzeża. Student zwiesił rękę z książką i wzrokiem zdawał się pytać błękitnej dali czy aby prawda co w niej napisano. Od krzaków szło ciepłym zapachem zieleni. Dziewczyna podniosła się ciężko z ławki i popłynęła z wózkiem, koślawo stąpając na odrażająco niezgrabnych nogach.
Ciszę przerwało znów nieznośne brzęczenie i z cienistej alejki wyłonił się chłopiec z kółkiem. Pogrążony w swej dziwacznej podróży, nagle jakby się ocknął, skręcił do pustej ławki, porzucił kółko z drutem, schylił się i wyciągnął spod ławki nadgryzioną gruszkę. Wytarł ją o koszulę na ramieniu, rozsiadł się wygodnie na ławce i począł chciwie jeść owoc, omijając zębami nadgryzione miejsce. Swoim wyglądem mógł Kamil teraz zakasować najbardziej rasowego ulicznika znad Wisły. Poznaczone smugami brudu, upstrzone na palcach strupami „dytków“, nogi wysuwały się po kolana z wypłowiałych majtek, podtrzymywanych przez ramię jedną szelką na ukos. Poplamiona, brunatna koszula stanowiła górną część garderoby. Brud na rękach walczył o lepsze z opalenizną. Nabite szczerą ziemią paznokcie zaciskały wilgotny ogryzek. Nad tymi drobiazgami górowała opalona i roześmiana twarz, z której chciwy głód nie starł