Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

rzekł sztubak, wręczając Golikowi bagnet. — Zobaczymy, czy niema jakiegoś rewolweru w kieszeni. Za jego plecami Golik mrugnął na Kamila. Odeszli parę kroków wolno i zaraz poczęli biec w stronę szkoły. — Zaczekaj na mnie na schodach, ja pójdę po mleko, powiedział Kamil. Zdyszany Golik stał w bramie i oglądał bagnet. Po chwili Kamil wrócił z mlekiem. W przedpokoju rozebrali się po cichu. Weszli do klasy. Nauczycielka coś kreśliła na tablicy. Odwróciła się.
— Posłać was po śmierć. Kurant niech siada, a Golik opowie nam jak się sprawił. Sądzę, że Golik nauczył się w mojej szkole na tyle po niemiecku, aby móc rozmawiać z żołnierzem. Proszę.
— Muszę pani powiedzieć, że germańców w tej chwili wylewamy na zbity łeb. Nie słyszy pani strzelaniny? Nasze legiony osaczyli ich na placu Teatralnym w ratuszu. Wiem wszystko. Rozmawiałem z żołnierzem, ale o bagnecie, mam go tu. Jeszcze raz mogę pani powiedzieć to, za co mnie pani wylała na ulicę: że żołnierze niemieccy to wstrętne świniopasy. Już idą won, niech pani sobie wyjdzie i sama zobaczy.
Nauczycielka popatrzyła z przerażeniem na bagnet.
— Golik, tyś zwariował! Wyrzuć to przez okno. Dzieci, zachowywać się spokojnie. Wyskoczę na chwilę na ulicę. Golik będzie wyrzucony z mojej szkoły.
Wybiegła z hałasem z klasy. Uczniowie powyskakiwali z ławek z piekielnymi wrzaskami. Wyrywali sobie bagnet, szarpali Golika. Kamil usiadł w oknie i posępnie patrzył na walczące pod balkonem gołębie. Żal mu było Niemców, wyrzucanych i rozbrajanych. Jeszcze trzy lata temu tak dzielnie wygnali Moskali z War-