Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

przyszłego zawodu na sąsiedzkich szlakach. Kilkakrotnie obity za drobne kradzieże, bojkotowany towarzysko, Marian oprócz swych określonych skłonności, miał żyłkę do perfidnych figlów, wykrzykiwał głośno na ulicy znane sobie tajemnice mieszkańców kamienicy, był bodaj czy nie pierwszym podpatrywaczem w wychodku. Dręczenie zwierząt, była to jego pasja najwyższa. Szpic emeryta wychodził raz tylko, pod wieczór w towarzystwie swego pana uzbrojonego w wysiepaną dyscyplinę. „Czarny Maniek“ wyrwał kiedyś tę dyscyplinę emerytowi i bijąc zapamiętale psa, zapuścił się za nim aż nad Wisłę. Od tej pory emeryt wychodził z sękatą lagą i to rzadko. Buldog Zelcera, bestia z krwią nabiegłymi ślepiami, cofał się na widok zwinnego, z kieszeniami pełnymi jakichś szpikulców, sznurków i gwoździ, odważnego i nieopanowanego opryszka.
Wejście po prawej stronie bramy wiodło do zupełnie ciemnego korytarzyka, śmierdzącego kocim łajnem i stęchlizną, którego troje drzwi do trzech mieszkań parterowych stanowiły przeznaczenie tej ohydnej nory. Po omacku, wiodąc ręką po prawej ścianie, dochodziło się do mieszkania Hilarego, na wprost, na samym końcu zwisała zepsuta klamka u drzwi mieszkania zajmowanego przez ciotkę Zosię z dwoma synami, ciotkę Stasię i Kamila. Blisko wejścia, po lewej stronie mieszkała garbata wdowa z dwiema córkami i nazywała się Turbaczek. Był to niewielki i czyściutki pokoik z oknem w doniczkowych kwiatach, z dwoma schludnie zasłanymi łóżkami, z mnóstwem religijnych obrazków i pocztówek na wytapetowanych ścianach,