Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

zywał wyobraźni Kamila przyczynę odmienności tego środowiska od poprzedniego: to nędza sprawiała, że ludzie tak nikczemnieli, i Wisła, że byli tak romantyczni, pełni dumy ze swego pochodzenia W ciągu tych dwóch miesięcy od pochowania matki Kamil przy pomocy Marka i własnego daru obserwacji, wytworzył sobie o Powiślu pojęcie, które było niemal blisko uczuciu miłości do ojczyzny. To twarde i absorbujące życie, owiane rozkołysanym, szumnym nastrojem rzeki, kazało się kochać, przygarniało i dawało, na co je było stać.
Wybiegli przed bramę. Tutaj, jak pająk, czatował na słabszych od siebie chłopców, zwalisty i chamski, zdrowy byk o żółtych zębach — „Kusia“. Ociężałym ruchem prawej ręki, rechocząc z zadowolenia, wycisnął Kamilowi „syfona“ na nosie podczas gdy lewą przytrzymywał Marka, który wił się jak piskorz, odgrażał się, że powie ojcu i „Kusia“ już nigdy nie dostanie roboty, ale „Kusi“ było wszystko jedno, teraz, kiedy szło na zimę, na martwy sezon. Po krótkiej szarpaninie, Marek również otrzymał „syfona“, po czym zadowolony wałkoń wyciągnął z kieszeni jaskrawej od łat, postrzępionej marynarki, zmięty niedopałek papierosa, zapalił i zaciągnął się nim głęboko, drwiąco patrząc na przyglądających się ze środka ulicy Marka i Kamila.
Był to specjalnie przez nich znienawidzony osobnik. Wielki i ociężały jak na swoje czternaście lat, leniwy i pełen złośliwego usposobienia, nie lubił zwinnych i wesołych chłopców, którzy mu odpłacali przy lada okazji, kpili z daleka, wyzywali trafnymi określeniami. „Kusia“ nie lubił biegać i chodzić, w domu rodzeń-