tylko mały śmieć ludzki, jednonogi włóczęga, bezdomny jedenastoletni ulicznik bez imienia, zwany „Przykrótki“. Ten brudny i cuchnący dzieciak, hojdający się na jakimś kalekim szczudle powiązanym drutami i sznurkami, żył z żebraniny, nocował gdzieś pod mostami i w zaułkach Powiśla, głównie jednak upodobał sobie nocleg w ciepłym i obszernym śmietniku obok Teatru Polskiego, pod którym przeważnie żebrał i blisko miał do legowiska, o ile policjant lub stróż nocny nie wypłoszył go stamtąd. Było to zabiedzone i okrutne, wiecznie wylęknione zwierzątko ludzkie. Kamil znał go ze wspólnych kąpieli w Wiśle. „Przykrótki“ imponował chłopcom swoim cwaniactwem, niezależnością życiową i wspaniałym, — mimo braku jednej nogi, straconej po kolano podczas nieudanego skoku z wagonu, — pływaniem.
— Co, kimasz? Nie starasz się, „Przykrótki“?
— Odwal się! Chory jestem!.. Wczoraj zakimałem się i woźny z teatru wysypał na mnie kubeł z gorącym popiołem... Całe graby mam poparzone. Patrz.
Tu „Przykrótki“ ukazał chłopcom przeżarte brudem ręce w bomblach. Na starczej i wykrzywionej twarzy również widniały znaki oparzelizny. Przez górny otwór w śmietniku, Kamil i Marek widzieli na dnie zwiniętego w kłębek chłopca, z rozbieganymi dziko i boleśnie oczami. Ponieważ nie okazywał ochoty do rozmowy, więc zsunęli się z czarnej skrzyni i pobiegli w dół — dwaj niepożyci poszukiwacze, niby wygłodzone ptaki na ugorze.
W domu powitał Kamila histeryczny nieomal atak ciotki Zosi. Rozczochrana, w przekręconej chustce na
Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.