Ciotka Stasia przytuliła Kamila do swej pachnącej pudrami i świeżością bielizny, wycałowała i odbiegła ze słowami: „Boże drogi, Zbyszek! idź do Hilarego i spytaj się która godzina... jeszcze się spóźnię!“
Zbyszek opieszale powlókł się do mieszkania dozorcy, z mieszkania Trubaczkowej doleciał męski głos: „Już my tam sobie nasze życie sami ustalimy...“, trzasnęły drzwi, wrócił Zbyszek z godziną: „Wpół do siódmej, ale Zośka powiedziała, że zegar zdaje się kiepsko idzie...“ Ciotka Stasia zaczęła szybko stukać obcasikami po pokoju, robiła kilka rzeczy naraz, nie zwracała już na nikogo uwagi; na niedbale siedzącą przy oknie, zmęczoną, dłonią podpierającą brodę, ciotkę Zosię, na Kamila pochłaniającego na stojąco odgrzane kartofle z maślanką. Wreszcie ciotka Stasia opięła górną połowę twarzy woalką, pochwyciła torebkę i wybiegła. W pokoju zaległa cisza. Dwaj chłopcy, oparci jeden o drugiego plecami, zszywali skrawki materiału, Kamil usiadł na małym łóżku, oparł brodę o pięści i w zamyśleniu majtał nogami. Z podwórka dobiegł łoskot otwieranej pokrywy od śmietnika, ktoś uderzał kubłem o pobrzeże, aby śmiecie dokładnie wypadły, znów huknęła pokrywa, z bramy słychać było rozmowę dwu kobiet. Lampa wydawała jakiś syczący głosik, ciotka Zosia westchnęła przy oknie i odezwała się:
— Kamil, będziesz musiał zapisać się do szkoły na Dobrej... Zapisy już się zaczęły... Nie możesz tak wałęsać się po ulicach... Może zdasz do trzeciego oddziału...
— Dobrze ciociu, ja się jutro zapytam... A gdzie teraz jest tatuś?
Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.