Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

robotników i pracować zupełnie swobodnie. Narazie Kamil pracował ze swym wspólnikiem, Markiem. Marek miał dział tytoniu, Kamil dział pestek. Po mieście chodzili agenci, poszukujący surowca. Dochód z całego dnia dzielony był w połowie między obu wspólników, pozostałe pięćdziesiąt procent przeznaczone były na wypłatę dla dostawców towaru. Wspólników obowiązywała tajemnica co do rynku zbytu owych produktów. Pracowali w różnych porach dnia, zależnie od zajęć szkolnych, domowych, woli rodziców czy opiekunów. Kamil miewał więcej czasu od Marka i więcej pracował, ale podwórzowy prestiż Marka chronił fabrykę od szykan ze strony rówieśników. Tak więc udział obu wspólników wyrównywał się. Kamil tłukł pestki od śliwek na kamieniu i jądra odkładał do torby, Marek wydobywał tytoń z niedopałków, odrzucał nadpalone cząstki i czysty produkt pakował w małe, papierowe kostki.
W porozumieniu z Markiem udało się Kamilowi zrealizować pomysł uczciwego i spokojnego zarobkowania. Dochody nie były wielkie, ale dawały możność kilku chłopcom kupienia sobie czegoś do jedzenia: bułek, nieco masła, nawet wody sodowej czy tanich cukierków. Paczuszki z tytoniem kupowali, płacąc po kilkanaście fenigów, robotnicy nad Wisłą, piaskarze, czeladnicy szewscy z małych warsztatów. Natomiast oczyszczone z łupin pestki od śliwek kupowały apteki, nieźle nawet płacąc, dla jakichś tam swoich, leczniczych celów. Pestki i niedopałki zbierali chłopcy z sąsiednich domów, włócząc się po ulicach i ogrodach. Dostawali oni wynagrodzenie, zależnie od ilości dostarczonego to-