pukał w drzwi kilkakrotnie, po dłuższej chwili odezwał się zachrypły głos Wacka, Kamil wszedł, w mieszkaniu słabo oświetlonym oliwną lampką spod obrazu Matki Boskiej, leżał na łóżku Wacek, ożywił się nieco na widok przybysza i wdał się z nim w pogawędkę. Rozpytywał Kamila o życie w szkole, zainteresował się jak prosperuje fabryka, wpadł w dobry humor, twarz mu pałała, wreszcie zwierzył się Kamilowi, że jest bardzo głodny, czuje się lepiej i ma wielki apetyt na kotlet wieprzowy z kapustą.
— Zrób to dla mnie, proszę cię... wygódź wycieńczonemu chorobą... masz tu pieniądze i przynieś z kawiarni od Hrabiaków taką porcję... poczekaj trochę aż usmażą i przynieś. Weź dwa głębokie talerze, jak będziesz wracał to nakryj jeden na drugi... wal chłopie, a jak wrócisz, to będę jadł i opowiem ci niezłe historyjki z frontu.
I Kamil przyniósł Wackowi tęgi kotlet z kapustą i przysmażonymi kartofelkami. Wacek zjadł, naopowiadał wiele groźnych historyj, opowiadając przewracał białkami... w końcu zaczął coś bełkotać, śmiać się przeraźliwym śmiechem, że aż parę osób jęło zaglądać przez okno z podwórka... w końcu zabrało Wacka pogotowie... Umarł podobno tej samej nocy. Cała rodzina w komplecie przywołała Kamila, kazali sobie wszystko drobiazgowo opowiedzieć, kiwali głowami, Elwira i Fela płakały, stara Kotowska wypchnęła w końcu Kamila za drzwi ze słowami: — Głupie ty bydlątko, to i nawet nie można do ciebie mieć żalu... ale że tamten stary koń...
Piękną Zosię Golińską przyłapał kiedyś ojciec na
Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.