Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

czyny o wielkich, zielonych oczach. Kilkakrotnie przyłapał się na niewyraźnych marzeniach w związku z tą dziewczyną, coraz częściej widywał ją w snach, w okazjach, które go przejmowały lękiem. W wolnych chwilach przechadzał się po ulicy Topiel i kiedy udało mu się ją spotkać, ogarniała go jakaś oćma i lepki niepokój. Imponowała mu piekielnie i marzył, aby móc z nią kiedyś porozmawiać. Okazało się, że to siostra Kaliny. Któregoś popołudnia spotkał ich wałęsających się po ogrodzie Dynasów, było to już na początku listopada, w dzień wietrzny i łzawy. Poznajomienie odbyło się zwyczajnie, bez podania ręki; Kalina powiedział coś o fabryce Kamila, dziewczyna roześmiała się przejmująco i powiedziała: „Ha, to nie do uwierzenia... taki cwany bąk!“ I pociągnęła Kamila lekko za ucho, pobłażliwie i po dorosłemu. W parę dni później znów ją spotkał na tym samym miejscu, siedziała sama na ziejącej pustką trybunie i patrzyła na pochyłe pasmo toru, po którym jeździł na rowerze syn dozorcy Dynasów. Kamil próbował ją ominąć, ale zawołała go swym przenikliwym głosikiem i widząc, że stoi w niezdecydowaniu, poszła mu na spotkanie, pociągnęła za rękę na porosłe krzewami wzgórze, tam usiedli na ziemi usłanej zeschłymi liśćmi i dziewczyna zaczęła opowiadać drżącym szeptem jakieś urojone historje o snach, osobliwych duszkach wiosny i jesieni, które zbiegały się do niej o tych porach roku i opowiadały o tym, co się dzieje we wnętrzu ziemi. Kamil czuł, że kłamie, ale