może poczytać z wypisów... Może na Dynasy dałoby się jako wkręcić...
— Kamil, jak ty siedzisz, to my pójdziemy pobawić się na schody — mówił pokornie Jerzyk, stojąc nad łóżkiem z rękami do tyłu.
— Idźcie na zbity łeb... pokraki!
Wyszli. Kamil wstał, przysunął stół do szafy, postawił na stole krzesło i z tej wysokości objął wzrokiem wierzch szafy. Nic tam nie znalazł do jedzenia, pachniało tylko suchym kurzem i trwała tajemnicza cisza. Zlazł, odsunął stół na dawne miejsce, podszedł do okna i zapatrzył się na stężałe w smutnej, popołudniowej pustce, podwórko. W pewnej chwili drzwi od wychodka uchyliły się i ostrożnie wysunął się „Czarny Maniek“, zawiedziony jakiś, z kwaśną miną. Ujrzał Kamila, odwrócił się do niego tyłem i tak się przegiął, że w rozkroku zaczerwieniła się natężona, ohydnie wykrzywiona twarz. Kamil odszedł od okna, przeciągnął się i opieszale, ociekający zniechęceniem otworzył szafę, wyciągnął szufladę i począł w niej szukać coś do czytania. Znalazł zbutwiałą książkę „O Mormonach“, usiadł przy stole i pogrążył się w czytaniu zupełnie niezrozumiałych historii. Przewracał kartki w otępieniu i nagle zorientował się, że stronnica książki jest dziwnie kolorowa... czyjaś głowa na niej narysowana... Boże drogi!... Przecież to są pieniądze, o! I tu... i tu!
Nie było tych pieniędzy wiele. Może pięćdziesiąt marek. Prawdopodobnie książka służyła za schowek na oszczędności którejś z ciotek. Szybko się domyślił, że to pewnie te pieniądze od wuja Janka, przecież miał
Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.