Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

ce ze szramą na lewym policzku, Zbyszka. Stali ze zdeterminowanymi minami, radzi aby się ta scena kary przy lampie już odbyła i żeby mogli powrócić do swoich kątów. Zbyszek posępnie łypał wzrokiem, nieznacznie wykrzywił się w stronę Kamila, po czym przytknął nos do własnego ramienia i począł je wąchać.
— Nie wąchaj! — krzyknęła ciotka Zosia i przyskoczyła do nich. — Boże mój drogi! Przecież wam gorzej jak sierotom. Któż wam pomoże, żebyście to życie mieli lepsze... Moi synkowie najdrożsi! Was nikt nie zabierze, żeby wam było lepiej... moje dzieciątka, wygłodzone, cudze obiadki zjadają... Boże...
Nieznośne biadolenie ciotki Zosi rozproszyło posępne refleksje Kamila do reszty. Wydawało mu się, że słuchaniem tych kwękań okupuje swoje przewiny. Zresztą przyszła ciotka Stasia, zziębnięta i wesoła, która na wiadomość o wizycie Andrzeja, pochwyciła Kamila w ramiona, zamroczyła go fałami pudru i perfum, całowała, wykrzykiwała:
— No!... Skończyło się! Teraz aksamitne ubranka, wypychane koniki, pałasik, smakołyki... Zawsze mówiłam! Stworzony jest do tego, żeby mieć dobre życie. Zośka, przygotowałaś co na kolacją? Co to w piecu zimno! Już rozpalam!
Ciotka Zosia wspięła się na kuferku i zdjęła z szafy, wyjęła z tekturowego pudełka od kapelusza, garnek z zupą. Kamil patrzył na to z niewyraźną miną, zdziwiony. Zupa po chwili perkotała na kuchni, zapanował nagle nastrój wesołego podniecenia, komentowano dalsze losy Kamila, z góry wymawiano mu, że przewróci mu się w głowie, że nigdy już ciotek nie wspomni.