ludzie... z zaboru austriackiego... Oni tu byli cały czas, jak Piszczek był w Rosji. Pomieszkasz tu sobie... staraj się przetrzymać, później czeka nas spokój, wprowadzimy łódź do przystani. Ja nocuję na mieście, ale będę cię odwiedzał. Pewnie jesteś senny... zaraz powiem, żeby ci posłali.
Andrzej odszedł, poszeptał trochę z Piszczkową, potem usiadł przy warsztacie i począł opowiadać szewcom długą i okrutną historię z czasów rewolucji rosyjskiej. Piszczkowa zaprowadziła Kamila do małego stolika w zakamarku kuchennym, tu postawiła przed nim talerz żurku z kawałkiem białej kiełbasy, pachniało to dość apetycznie czosnkiem, ale Kamil począł jej tłumaczyć, że nie ma chęci do jedzenia, tylko okropnie spać mu się chce... Zgodził się wreszcie na kubek ciepłego mleka i kawałek chleba. Posłano mu na kozetce, w kącie, z którego mógł obserwować co się dzieje pośrodku pokoju. Pili i jedli, do stołu został zaproszony także czeladnik. Kamil się dziwił, jak teraz, zdala od lampy mdła twarz czeladnika przerodziła się w męski profil, pełen siły i charakteru. Zaraz jednak przestał tam patrzeć, ogarnęło go zmęczenie bez chęci snu, przyszły myśli pełne zwątpienia, kłębiły się w głowie aż do bólu. Ciągle nie ufał ojcu... ciągle jeszcze zdawał się balansować; pokocha go czy znienawidzi? Wytrwać w obojętności też przy nim nie można... taki dziwny, żywiołowy człowiek.
Andrzej rzeczywiście pokazywał się rzadko, kilka wieczorów spędził z Kamilem, dwa razy byli w kinie, spacerowali po opustoszałych plantach, pośród rozkołysanych wichrami drzew i rozedrganych świateł
Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.