Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.

Jednego ranka, kiedy Piszczek powiedział: „Już ty mi się nie wykręcisz; ty z erotyką jakieś machloje kombinujesz i dlategoś taki wybladły przygłup!“ — Julian zerwał się od stołu i bardzo wzburzony powiedział:
— Ojcze, proszę nie zapominać, że jestem harcerzem... ojciec obraża całe harcerstwo polskie, zrozumiano!
Kamil wyczuł, że właśnie za to „zrozumiano“ Piszczek odpiął ze spodni wyszmelcowany pasek i operując nim po ciele syna, mówił spokojnie i dobitnie:
— Ty bęcwale, do ojca w ten sposób się odzywasz... Czy ciebie nauczyli tego w harcerstwie... napewno nie... Co z ciebie za żołnierz wyrośnie, przecież ty będziesz mdlał co chwila i paskudził pod siebie... Ja cię widzę na wylot i dlatego dostajesz knoty, żebyś ty się stał mężczyzną, a ty jesteś przeczuloną wywłoką i ja na ciebie, ty paniczyku spod pocięgla, nie mam żadnego środka...
Julek biorąc cięgi, klęczał przy krześle, i męczeńsko ukrywszy twarz w dłoniach, powtarzał boleśnie:
— O, cóż za hańba... na oczach prostactwa... Boże, wyzwól mnie z tych warunków...
Awantury między synem i ojcem wynikały mniej więcej dwa razy dziennie. Ożywiały nieco straszliwą monotonność życia w mieszkaniu na Basztowej. Piszczkowa broniła syna umiarkowanie; w jakimś momencie kłótni mówiła do męża tonem łagodnej perswazji:
— Ksawciu... dejze spokój... jedyny dzieciak... wyrobi się!
Kamil przesiadywał głównie na sofce, małomówny, ciągle nastawiony, że oto przyjdzie ojciec i zabierze