Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/275

Ta strona została uwierzytelniona.

poobgryzane... I mamusia, ta najdroższa!... Nie chciał siedzieć przy jej łóżku.. błagała, a on uciekł na Pragę... Nikczemny!
Andrzej westchnął po wypowiedzeniu swych czułości i nagle zmienił ton głosu; począł mówić szybko, prawie surowo:
— Teraz uważaj... Szewcy dobrzy byli do czasu, ale ja tu wymyśliłem lepszą opiekę dla ciebie. Zapamiętaj sobie dobrze adres i nazwisko: Antonina Gorlicka... Gołębia szesnaście... będzie na bramie tabliczka: „Obiady domowe dla inteligencji!“ Powtórz... dobra. To jest moja znajoma pani i masz ją traktować jak matkę, bo się pewnie z nią ożenię, jak wyjdę na wolność. Bardzo porządna osoba. Wie już o tobie i o tym, że masz do niej przyjść... pisałem do niej, a prócz tego, była tu na widzeniu. Ona się tobą zajmie. Piszczkom z serca podziękujesz za opiekę. Rzeczy moje zastaniesz u pani Gorlickiej... odebrała je z policji... Pilnuj tych rzeczy! Za jaki miesiąc pójdziesz do sędziego i proś go o widzenie ze mną...
— On mi mówił, żeby przyjść za dwa tygodnie, to mi da...
— No to i lepiej... I sędzia potrafi się rozczulić nad takim małym chłopcem... może będzie trzeba jakich innych ułatwień... wtedy pójdź do niego i proś. Pani Gorlicka powiedziała, że mi będzie w dni widzeń przysyłała przez ciebie obiady... pamiętaj o tym... muszę się dożywiać, bo tu podle karmią. Pod podszewką na dnie torby... albo też między wazkami... szukajcie zawsze listu ode mnie i sami tam piszcie. Już pani Gorlicka będzie tego pilnowała... No i trzeba cierpli-