ka rozproszyła czerń i jadalnia przybrała teraz wyraz wrogi i jakby coś śledziło z każdego kąta. Pod ścianą, koło fortepianu, stała wąska kanapka świeżo posłana i przeznaczona dla Kamila. Rozebrał się szczękając zębami i wsunął się w śliskie, zimne posłanie. Zaraz przyszła Alina i zabrała świecę. Znów czarna cisza spłynęła na sprzęty. Ale było mniej strasznie niż przy świecy. Kamil wychylił głowę i rozejrzał się. Wielkość pokoju, chłodny, kapliczny nastrój przytłoczył go. Okna błyszczały martwo, upiornie. Ale najgorsze były palmy i te białe stoliczki, kłębiące się w miarę rosnącymi i malejącymi kształtami, zdające się łazić i węszyć między krzesłami. Kamil walczył z lękiem, ale groza poraziła w nim wszelką myśl i trwał tak wsparty na łokciu z uniesioną głową, przyłapany strachem w tej pozycji, z której nie miał odwagi się wyzwolić. A w drzwiach łysnęło żółtawo raz i drugi i ukazał się jakiś biały, ruchomy słup, niby głowa cukru. To był Antek w nocnej koszuli po kostki, ze świeczką w lichtarzu. Kamil opadł na poduszkę, rozcierając ścierpnięte ramię. Czuł ulgę i wzruszenie na widok skradającego się chłopca. Antek postawił świecę na krześle i położył się obok Kamila. Pachniał starym rzemieniem. Przyciśnięci do siebie na wąskiej przestrzeni, zaczęli szeptem rozmawiać. Wymienili się historiami życia i czuli jak zbliża ich ta rozmowa w surowej obojętności, rozmazanego nikłym światłem świecy, chłodnego pokoju Koło dwunastej zgrzytnął klucz w drzwiach od schodów. Antek porwał świecę i wybiegł z pokoju z podkasaną koszulą. Kamil przymrużył oczy i począł miarowo oddychać. W przedpokoju zaszumiała spód-
Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/286
Ta strona została uwierzytelniona.