włóczyli się po mieszkaniu wymyślając bzdurne zajęcia, do tego stopnia nawet, że kiedyś stali w odwróconym taburecie na środku jadalni i to miał być okręt. Czuli się potem zawstydzeni i przez kilka godzin unikali spojrzenia sobie w oczy. Najchętniej przesiadywali w kuchni, pomagali Alinie w drobnych zajęciach, czasem wychodzili na ganek, gapili się w dół, na życie Kamionków. O jedenastej zaczynała się krzątanina, syczały pokrywy na garnkach, unosiły się parne i smaczne wonie, tasak stukał po desce, pani Gorlicka próbowała potraw, wydawała rozkazy w aureoli oparów. Wtedy chłopcy nieodłącznie towarzyszyli życiu kuchennemu, kręcili się pokornie wokół pani Gorlickiej, czyhając na jej łaskawe słowo lub jakiś kąsek z garnka. Jej system traktowania ich na równi, sprawił, że prześcigali się w uzyskaniu jakiegoś wyróżnienia, ale współzawodnictwo to odbywało się w spokoju i z godnością O dwunastej pani Gorlicka zajmowała miejsce przy stoliku, w przejściu, między jadalnią a przedpokojem. Dziesięć po dwunastej przychodził pierwszy gość, otyły zasapany pan Fetke, który kordialnie witał się z panią Gorlicką, dwie, trzy minuty rozmawiał o pogodzie lub jakim nieciekawym zdarzeniu, potem siadał przy oknie, wycierał bibułką łyżkę, nóż i widelec, patrzył pod światło, jakby te rzeczy były przezroczyste, po czym połykał pigułkę i zabierał się do zupy, przyniesionej przez Elę. Potem wchodzili i wychodzili goście; w jadalni było gwarno do trzeciej. Pani Gorlicka jadła obiad sama w jadalni, gdy już wszyscy wyszli i Ela sprzątała ze stołów. Chłopcy dostawali obiad o pierwszej, w kuchni. O czwartej jadalnia stawała się salo-
Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/292
Ta strona została uwierzytelniona.